Witajcie,
Dziś nowa recenzja! Postanowiłam wrócić do regularnego blogowania, w miarę możliwości oczywiście :) Tym razem przyjrzę się pewnemu kosmetykowi do włosów, który początkowo skreśliłam za zapach (w ciąży nie mogłam go znieść), a który obecnie stał się moim ulubieńcem.
Kto śledzi mój kanał na YT pewnie się już domyśla o jakim kosmetyku mówię :) Jest to oczywiście Kuracja z olejkiem arganowym firmy Marion.
Opakowanie:
Plastikowa, przezroczysta butelka z pompką. Na bieżąco można śledzić zużycie kosmetyku. Rurka od pompki jest tak poprowadzona, że raczej nie będzie problemu z wydobyciem do końca produktu. Sama pompka natomiast działa sprawnie i nie zacina się. Wydaje stosunkowo małą ilość produktu, ale uważam to za plus, szczególnie jeżeli ktoś ma krótkie włosy to nie musi uważać na zbyt dużą ilość.
Właściwości:
Zacznę może od wspomnianego już zapachu. W ciąży określałam go jako stary tłuszcz, na którym smaży się po raz enty frytki ;) Teraz natomiast bardzo go polubiłam. Jest delikatnie perfumowany, trochę czuć olejem, ale na pewno nie starym. Jest wyczuwalny, ale nie drażniący. Produkt ma konsystencję gęstego olejku, który fajnie rozgrzewa się w dłoniach a następnie rozprowadza po włosach. Producent rekomenduje 2 sposoby używania owego olejku. Na mokro i na sucho. Przyznam się szczerze że osobiście używałam go tylko na lekko jeszcze wilgotne włosy po myciu, jako takie serum na końcówki. Oczekiwałam od niego wygładzenia i nabłyszczenia włosów. I właśnie to otrzymałam. W pakiecie również było łatwiejsze rozczesywanie włosów oraz ich miękkość. Z całą pewnością produkt ten włosów nie regeneruje ani od zewnątrz ani od środka. Natomiast co do ochrony przed czynnikami zewnętrznymi ciężko mi ocenić, w sumie nie zauważyłam różnicy. Olejku nie używałam na suche włosy w obawie przed ich obciążeniem. Mój mąż jednak czasami tak robił i u niego w tej roli również się sprawdził.
Skład:
Podsumowanie:
Dostępne są dwie pojemności olejku: 15 i 50ml, ja mam tą większą i jest już u mnie ponad rok i jeszcze trochę zostało. Cena to około 10-12 zł.
Ja z produktu jestem bardzo zadowolona. Robi to co od niego wymagałam, a nawet jeszcze więcej. Składem nie grzeszy, bo olejek arganowy jest na 5 miejscu tuż przed substancjami zapachowymi, ale krzywdy nie robi.
Znacie ten produkt?
Jakie inne kosmetyki wygładzające znacie i polecacie?
Dziś nowa recenzja! Postanowiłam wrócić do regularnego blogowania, w miarę możliwości oczywiście :) Tym razem przyjrzę się pewnemu kosmetykowi do włosów, który początkowo skreśliłam za zapach (w ciąży nie mogłam go znieść), a który obecnie stał się moim ulubieńcem.
Kto śledzi mój kanał na YT pewnie się już domyśla o jakim kosmetyku mówię :) Jest to oczywiście Kuracja z olejkiem arganowym firmy Marion.
Opakowanie:
Plastikowa, przezroczysta butelka z pompką. Na bieżąco można śledzić zużycie kosmetyku. Rurka od pompki jest tak poprowadzona, że raczej nie będzie problemu z wydobyciem do końca produktu. Sama pompka natomiast działa sprawnie i nie zacina się. Wydaje stosunkowo małą ilość produktu, ale uważam to za plus, szczególnie jeżeli ktoś ma krótkie włosy to nie musi uważać na zbyt dużą ilość.
Właściwości:
Zacznę może od wspomnianego już zapachu. W ciąży określałam go jako stary tłuszcz, na którym smaży się po raz enty frytki ;) Teraz natomiast bardzo go polubiłam. Jest delikatnie perfumowany, trochę czuć olejem, ale na pewno nie starym. Jest wyczuwalny, ale nie drażniący. Produkt ma konsystencję gęstego olejku, który fajnie rozgrzewa się w dłoniach a następnie rozprowadza po włosach. Producent rekomenduje 2 sposoby używania owego olejku. Na mokro i na sucho. Przyznam się szczerze że osobiście używałam go tylko na lekko jeszcze wilgotne włosy po myciu, jako takie serum na końcówki. Oczekiwałam od niego wygładzenia i nabłyszczenia włosów. I właśnie to otrzymałam. W pakiecie również było łatwiejsze rozczesywanie włosów oraz ich miękkość. Z całą pewnością produkt ten włosów nie regeneruje ani od zewnątrz ani od środka. Natomiast co do ochrony przed czynnikami zewnętrznymi ciężko mi ocenić, w sumie nie zauważyłam różnicy. Olejku nie używałam na suche włosy w obawie przed ich obciążeniem. Mój mąż jednak czasami tak robił i u niego w tej roli również się sprawdził.
Skład:
Podsumowanie:
Dostępne są dwie pojemności olejku: 15 i 50ml, ja mam tą większą i jest już u mnie ponad rok i jeszcze trochę zostało. Cena to około 10-12 zł.
Ja z produktu jestem bardzo zadowolona. Robi to co od niego wymagałam, a nawet jeszcze więcej. Składem nie grzeszy, bo olejek arganowy jest na 5 miejscu tuż przed substancjami zapachowymi, ale krzywdy nie robi.
Znacie ten produkt?
Jakie inne kosmetyki wygładzające znacie i polecacie?
Witajcie,
Dzisiaj przybywam z recenzją lakieru do paznokci marki Inglot. Ogólnie za lakierami tej firmy nie przepadam, uważam że ich jakość nie jest proporcjonalna względem ceny. Zdecydowanie bardziej wolę kupić tańszy lakier chociażby z Golden Rose. Ten akurat dostałam w prezencie, więc używam i chciałabym podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami na jego temat.
Opakowanie:
Klasyczna, kwadratowa butelka z czarną zakrętką. Docelowo znajdująca się w czarnym eleganckim kartoniku, na którym można znaleźć skład produktu. Pędzelek niestety jest w tym przypadku porażką. W czasach gdy firmy prześcigają się w coraz to nowym kształcie i szerokości pędzelka Inglot pozostał w 'epoce kamienia łupanego'. Pędzelek jaki znajduję w tym lakierze jest dłuuuugi i bardzo wąski. Niestety nie ułatwia on aplikacji.
Właściwości:
Konsystencja jest stosunkowo rzadka i należy uważać bo istnieje zagrożenie zalania sobie skórek, co później nie będzie wyglądało zbyt estetycznie. Śmierdzi jak każdy lakier, ale to chyba jest nie do przeskoczenia :).
Kolorek jaki posiadam to krwista czerwień o numerku 021. W butelce wygląda na wręcz idealną, mocno nasyconą czerwień. Niestety na paznokciach to wszystko nie wygląda już tak kolorowo. Pierwsza warstwa ma lekko różowe zabarwienie, druga na szczęście dodaje krwistości, niestety nie jest w 100% kryjąca. Przy dwóch warstwach dość mocno prześwituje mi zarówno obłączek jak i wolny koniec paznokcia. Trzecia warstwa pewnie załatwiłaby sprawę, ale obawiam się że byłaby to już tak gruba warstwa że musiałabym czekać wieki na jej wyschnięcie.
W kwestii trwałości można powiedzieć że jest w porządku. Dopiero 5 dnia od pomalowania paznokci pojawiły się pierwsze odpryski. Do tego czasu nie było nawet startych końcówek.
Lubicie lakiery z Inglota?
Dzisiaj przybywam z recenzją lakieru do paznokci marki Inglot. Ogólnie za lakierami tej firmy nie przepadam, uważam że ich jakość nie jest proporcjonalna względem ceny. Zdecydowanie bardziej wolę kupić tańszy lakier chociażby z Golden Rose. Ten akurat dostałam w prezencie, więc używam i chciałabym podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami na jego temat.
Opakowanie:
Klasyczna, kwadratowa butelka z czarną zakrętką. Docelowo znajdująca się w czarnym eleganckim kartoniku, na którym można znaleźć skład produktu. Pędzelek niestety jest w tym przypadku porażką. W czasach gdy firmy prześcigają się w coraz to nowym kształcie i szerokości pędzelka Inglot pozostał w 'epoce kamienia łupanego'. Pędzelek jaki znajduję w tym lakierze jest dłuuuugi i bardzo wąski. Niestety nie ułatwia on aplikacji.
Właściwości:
Konsystencja jest stosunkowo rzadka i należy uważać bo istnieje zagrożenie zalania sobie skórek, co później nie będzie wyglądało zbyt estetycznie. Śmierdzi jak każdy lakier, ale to chyba jest nie do przeskoczenia :).
Kolorek jaki posiadam to krwista czerwień o numerku 021. W butelce wygląda na wręcz idealną, mocno nasyconą czerwień. Niestety na paznokciach to wszystko nie wygląda już tak kolorowo. Pierwsza warstwa ma lekko różowe zabarwienie, druga na szczęście dodaje krwistości, niestety nie jest w 100% kryjąca. Przy dwóch warstwach dość mocno prześwituje mi zarówno obłączek jak i wolny koniec paznokcia. Trzecia warstwa pewnie załatwiłaby sprawę, ale obawiam się że byłaby to już tak gruba warstwa że musiałabym czekać wieki na jej wyschnięcie.
W kwestii trwałości można powiedzieć że jest w porządku. Dopiero 5 dnia od pomalowania paznokci pojawiły się pierwsze odpryski. Do tego czasu nie było nawet startych końcówek.
Podsumowanie:
Cena takiego lakieru z Inglota to 21 zł - i dużo i mało. Fajna trwałość, ale krycie średnie. W tej cenie wolę kupić lakier chociażby China Glaze, a jeszcze prędzej skusiłabym się na tańsze Golden Rose :) Podsumowując kolor przepiękny, szkoda tylko że potrzeba aż 3 warstw.Lubicie lakiery z Inglota?
Dwie warstwy lakieru kolorowego położyłam na diamentową odżywkę Eveline i pokryłam top coatem z Golden Rose.
Witajcie,
Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić jeden z moich ulubionych kosmetyków ostatnich tygodni (w sumie nawet miesięcy, bo używam go od połowy sierpnia). W swojej 'kosmetycznej' karierze przeszłam przez różne typy produktów do demakijażu. Od mleczek i emulsji przez płyny dwufazowe aż w końcu doszłam do płynów micelarnych. Wypróbowałam już kilka pozycji, ale ten którego aktualnie używam okazał się tym najlepszym. I nie mówię tu o osławionym już płynie micelarnym BeBauty z Biedronki (chociaż zaopatrzyłam się ostatnio w jedną butelkę). Dzisiejsze moje zachwyty będą rozbrzmiewały na temat Nawilżającego płynu micelarnego do mycia i demakijażu 3w1, Esencja Młodości od Bielendy.
Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić jeden z moich ulubionych kosmetyków ostatnich tygodni (w sumie nawet miesięcy, bo używam go od połowy sierpnia). W swojej 'kosmetycznej' karierze przeszłam przez różne typy produktów do demakijażu. Od mleczek i emulsji przez płyny dwufazowe aż w końcu doszłam do płynów micelarnych. Wypróbowałam już kilka pozycji, ale ten którego aktualnie używam okazał się tym najlepszym. I nie mówię tu o osławionym już płynie micelarnym BeBauty z Biedronki (chociaż zaopatrzyłam się ostatnio w jedną butelkę). Dzisiejsze moje zachwyty będą rozbrzmiewały na temat Nawilżającego płynu micelarnego do mycia i demakijażu 3w1, Esencja Młodości od Bielendy.
Witajcie,
dziś będzie o drugim produkcie marki Flos-Leki jaki miałam okazję testować. Tym razem jednak nie będzie już tak słodko i przyjemnie jak w przypadku Waniliowej wazeliny do ust (KLIK). Dzisiejszy produkt to Żel bionawilżający pod oczy z serii Eye Care.
Na początek napiszę może czym wg producenta charakteryzuje się ta seria.
dziś będzie o drugim produkcie marki Flos-Leki jaki miałam okazję testować. Tym razem jednak nie będzie już tak słodko i przyjemnie jak w przypadku Waniliowej wazeliny do ust (KLIK). Dzisiejszy produkt to Żel bionawilżający pod oczy z serii Eye Care.
Na początek napiszę może czym wg producenta charakteryzuje się ta seria.
Seria specjalistycznych preparatów do pielęgnacji skóry wokół oczu, zawierająca nawilżające substancje o przedłużonym działaniu. Polecane dla osób o szczególnie wrażliwej skóry wokół oczu.
Efekt:Jak jest w rzeczywistości przekonacie się czytając dalszą część postu....
- zredukowana ilość i głębokość zmarszczek wokół oczu
- ukojona i nawilżona delikatna skóra
- rozjaśnione sińce pod oczami
Witajcie,
Dziś chciałabym Wam przedstawić duet do pielęgnacji włosów jakiego używałam przez ostatnie 1,5 miesiąca. Produkty pochodzą z firmy Oriflame, z serii Naturę Secrets. Nie dajmy się jednak zwieść tej nazwie - nie ma w nich nic naturalnego. Nawet zapach jest chemiczny aczkolwiek całkiem przyjemny :-)
Jeżeli jednak chcecie poznać moją dokładną opinię na temat tych dwóch produktów, zapraszam do obejrzenia filmiku z ich recenzją.
Dziś chciałabym Wam przedstawić duet do pielęgnacji włosów jakiego używałam przez ostatnie 1,5 miesiąca. Produkty pochodzą z firmy Oriflame, z serii Naturę Secrets. Nie dajmy się jednak zwieść tej nazwie - nie ma w nich nic naturalnego. Nawet zapach jest chemiczny aczkolwiek całkiem przyjemny :-)
Jeżeli jednak chcecie poznać moją dokładną opinię na temat tych dwóch produktów, zapraszam do obejrzenia filmiku z ich recenzją.