Tak wiem, że dziś rozpoczęła się już promocja w Rossmannie, ale chciałabym Wam jeszcze pokazać co udało mi się kupić na podobnej promocji w Drogerii Natura. Obowiązuje ona do 29 kwietnia i aby skorzystać z 40% zniżki na kosmetyki kolorowe należy kupić 2 dowolne sztuki.
Ja skusiłam się na 4 produkty. Dwa z Catrice i dwa z KOBO gdyż w obliczu promocji -49% w Rossmannie bez sensu byłoby kupować coś z szaf Rimmela czy Astora.
Na pierwszy ogień poszły słynne pudry do konturowania z KOBO. Chodziłam wokół nich bardzo długo, ale nigdy nie mogłam się zdecydować, który bardziej mi odpowiada. Po zniżce jeden kosztował nieco ponad 11 zł więc wzięłam dwa. Mam nadzieję że się nie zawiodę :)
Następnie szafa Catrice. Kredka do brwi Eyebrow Stylist to mój ulubieniec od kilku miesięcy. Wzięłam jedną na zapas. Natomiast baza pod cienie zaciekawiła mnie w filmiku Karoliny, a później Glam Divy i za cenę poniżej 10 zł postanowiłam wypróbować.
To już wszystkie moje zakupy, teraz chciałabym przejść do drugiej, mniej przyjemnej części postu, a mianowicie problem "macanych" kosmetyków kupionych w drogerii.
Osobiście nie mam w zwyczaju otwierać kosmetyków w sklepie i grzebać w nich swoimi paluchami, ale chyba powinnam zacząć. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie kiedy po przyjściu do domu okazało się, że obydwa bronzery mają ślady palców, a i baza pod cienie widać że była otwierana. Jedyne co jest rzeczywiście nowe to kredka do brwi. I wiecie co? To już jest na prawdę bezczelność, bo do pudrów brązujących są TESTERY i nie gdzieś schowane w jakieś szufladce czy coś, ale normalnie na wierzchu tuż przed pełnowartościowym produktem. Było ich sporo na półce i wcale nie wzięłam pierwszego z brzegu, ale kompletnie nie pomyślałam żeby zajrzeć do środka i skontrolować ich stan. Jeżeli chodzi natomiast o bazę to owszem testera do niej w szafie brak, ale po co testować w sklepie bazę pod cienie? Istota która ją otworzyła była jeszcze na tyle ciamajdowata że nie umiała włożyć aplikatora tak żeby nikt się nie zorientował, tylko ubrudziła całą szyjkę buteleczki. No ludzie litości!
Wciąż bardzo mało firm zakleja swoje produkty, ale czy to jest powód do tego by bezkarnie otwierać i grzebać w produktach na sprzedaż? Ja rozumiem otworzyć żel pod prysznic żeby powąchać. Ale kosmetyki kolorowe? Jakbym miała ochotę na używane kosmetyki to zajrzałabym na Allegro czy wizażowe targowisko, a nie do drogerii.
Po takich sytuacjach na prawdę odechciewa się zakupów w stacjonarnych drogeriach pomimo tego że oferują nam ciekawe promocje.
Dzisiaj będąc w Rossmannie otworzyłam każdy produkt który miał wylądować w moim koszyku by sprawdzić czy był używany. Kolory oczywiście sprawdziłam na testerach, żeby nie było ;)
To na tyle moich drogeryjnych żali. Uwierzcie mi że na prawdę jestem rozgoryczona sytuacją z Drogerii Natura i długo do tego sklepu nie powrócę.
Co Wy o tym myślicie? Spotkała Was kiedyś taka sytuacja? A może byłyście świadkiem jak jakaś wścibska baba otwiera i maca pełnowartościowe kosmetyki? Podzielcie się spostrzeżeniami :)
Do następnego!
P.S. zakupy z Rossmanna - 49% pojawią się jutro, bądź w niedzielę wieczorem :)
Ja skusiłam się na 4 produkty. Dwa z Catrice i dwa z KOBO gdyż w obliczu promocji -49% w Rossmannie bez sensu byłoby kupować coś z szaf Rimmela czy Astora.
Na pierwszy ogień poszły słynne pudry do konturowania z KOBO. Chodziłam wokół nich bardzo długo, ale nigdy nie mogłam się zdecydować, który bardziej mi odpowiada. Po zniżce jeden kosztował nieco ponad 11 zł więc wzięłam dwa. Mam nadzieję że się nie zawiodę :)
Następnie szafa Catrice. Kredka do brwi Eyebrow Stylist to mój ulubieniec od kilku miesięcy. Wzięłam jedną na zapas. Natomiast baza pod cienie zaciekawiła mnie w filmiku Karoliny, a później Glam Divy i za cenę poniżej 10 zł postanowiłam wypróbować.
To już wszystkie moje zakupy, teraz chciałabym przejść do drugiej, mniej przyjemnej części postu, a mianowicie problem "macanych" kosmetyków kupionych w drogerii.
Osobiście nie mam w zwyczaju otwierać kosmetyków w sklepie i grzebać w nich swoimi paluchami, ale chyba powinnam zacząć. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie kiedy po przyjściu do domu okazało się, że obydwa bronzery mają ślady palców, a i baza pod cienie widać że była otwierana. Jedyne co jest rzeczywiście nowe to kredka do brwi. I wiecie co? To już jest na prawdę bezczelność, bo do pudrów brązujących są TESTERY i nie gdzieś schowane w jakieś szufladce czy coś, ale normalnie na wierzchu tuż przed pełnowartościowym produktem. Było ich sporo na półce i wcale nie wzięłam pierwszego z brzegu, ale kompletnie nie pomyślałam żeby zajrzeć do środka i skontrolować ich stan. Jeżeli chodzi natomiast o bazę to owszem testera do niej w szafie brak, ale po co testować w sklepie bazę pod cienie? Istota która ją otworzyła była jeszcze na tyle ciamajdowata że nie umiała włożyć aplikatora tak żeby nikt się nie zorientował, tylko ubrudziła całą szyjkę buteleczki. No ludzie litości!
Wciąż bardzo mało firm zakleja swoje produkty, ale czy to jest powód do tego by bezkarnie otwierać i grzebać w produktach na sprzedaż? Ja rozumiem otworzyć żel pod prysznic żeby powąchać. Ale kosmetyki kolorowe? Jakbym miała ochotę na używane kosmetyki to zajrzałabym na Allegro czy wizażowe targowisko, a nie do drogerii.
Po takich sytuacjach na prawdę odechciewa się zakupów w stacjonarnych drogeriach pomimo tego że oferują nam ciekawe promocje.
Dzisiaj będąc w Rossmannie otworzyłam każdy produkt który miał wylądować w moim koszyku by sprawdzić czy był używany. Kolory oczywiście sprawdziłam na testerach, żeby nie było ;)
To na tyle moich drogeryjnych żali. Uwierzcie mi że na prawdę jestem rozgoryczona sytuacją z Drogerii Natura i długo do tego sklepu nie powrócę.
Co Wy o tym myślicie? Spotkała Was kiedyś taka sytuacja? A może byłyście świadkiem jak jakaś wścibska baba otwiera i maca pełnowartościowe kosmetyki? Podzielcie się spostrzeżeniami :)
Do następnego!
P.S. zakupy z Rossmanna - 49% pojawią się jutro, bądź w niedzielę wieczorem :)